sobota, 29 września 2012

Miliard lat temu w odległej galaktyce....

Czas leci....
wszystko się zmienia.
Wierzyć się nie chce, że całkiem niedawno...jakieś 5-6 lat temu nie było decopaintera ...
a my Klientom przedstawialiśmy takie projekty....
Kto miałby dzisiaj na to czas.....














OSP GODZIANÓW - dekoratorzy, kwiaciarze, floryści - sala dla ludzi o silnych nerwach...

Na tej sali dekoracji się nie robi.
Jest taka piękna, że nie trza...
Jak powiesisz coś na suficie ... to w ryj i szybciej to zdejmiejsz niż założysz...
Na ścianach zakaz dekorowania, zero przywieszania czegokolwiek, kuchni zasłonić nie można, bo nie...
Nieważne, że młodzi, którzy za wynajęcie sali płacą - chcą ustawić całośc po swojemu.
NIE MOŻNA !!!
A jak się nie podoba to wypad !!!

Zero haków, przyczepów, zaczepów....a jednak dekoracja zawisła....a raczej,
nazywając rzeczy po imieniu, została postawiona.
Ku radości młodej pary, mojej własnej i na złość opiekunowi sali (bo się dało bez robienia dziur
w ścianach i sufitach).

Całośc prezentowała się tak :








KAWĘCZYN k/GODZIANOWA - PRZED I PO

Mało pisania, dużo oglądania.
Kawęczyn koło Godzianowa.
Fotki przed i po.
Pozdrawiam Pani Wiolu. Czekam na wspólne oglądanie ślubnego albumu :-)

PRZED



PO









piątek, 28 września 2012

CHABRY W PSZENICZNYM ŁANIE - zapowiedź

Zrywam chabry

i maczki zalotne.

Te chwile urokliwie ulotne.

Krótki szczęścia

i piękna czas.

Dar natury dla nas.



Na zielonym dywanie .

kwiaty rozsypane

drobną dłonią poskładane.

Spleciony wianek włożę

i za polną rusałkę uchodzę.

Otoczyła mnie aura uroku.

Elfy pomocne u boku.

Tak z orszakiem wędruję.

Niebiańską czułość

w sercu haftuję.

Letniego dnia niezwykłości

słonecznej szczęśliwości.




Więcej po 13 października.
Ostrzę pazurki....

Pani Edyto, bardzo długo na Panią czekałam !!!


czwartek, 27 września 2012

PLENEROWY ŚLUB W NIEBOROWIE - prawdziwa historia


Nie, nie jestem pesymistką. W żadnym wypadku. Czekałam na ten dzień, jakby miałby to być mój własny ślub. Moja nad wyraz bujna wyobraźnia bezczelnie torturowała mnie taką oto wizją:


To się nie uda ! Pogoda zepsuje nam (mnie i Pani Sylwii ) misternie uknuty plan.

Możliwości były dwie. Uda się lub nie. Całość imprezy "pojedzie" albo na pozytywnej energii Pana Kleksa, albo niszczycielskiej - utracjusza Zygmunta Radziwiłła. Obaj wszak panowie rządzili w Nieborowie ;-)

Mały dworek, sąsiadujący z Pałacem w Nieborowie,  stać się miał sceną wzajemnego zawierzenia na wieki. (Tak, tak, wiem, że to takie pompatyczne, ale atmosfera tamtego dnia taka właśnie była i pewna jestem, że Pani Sylwia i Małżonek wspominać będą tamte chwile  z okazji  dębowej rocznicy ślubu)

Pierwszy zarys dekoracji - wizualizacja w  programie do projektowania dekoracji okolicznościowych - dla sprawdzenia, czy wizja Pani Sylwii i moja mają wspólny mianownik.



Okazuje się, że jak najbardziej.
Baaaaardzo długo (prawda Pani Sylwio ?) ustalamy szczegóły. Drobne szczegóły, ponieważ zarys dekoracji był oczywisty. 

TEN DZIEŃ był coraz bliżej, słyszałam jak stuka obcasami. Pewna jestem, że TEN DZIEŃ palił papierosy, wyraźnie to czułam...kiedy dwa dni przed TYM DNIEM kopciłam jak stara lokomotywa, moja poduszka była pełna deszczu a kołdra puchła od gradowych chmur...

Pewnien bard, który wyciągał mnie zazwyczaj ze studni myśli kosmatych
...jakoś nie chciał wpaść mi w ucho..

W piątek wykonaliśmy pierwszą część dekoracji. Ubraliśmy w sali balowej Białej Damy krzesła w pokrowce, zawiązaliśmy na nich szarfy, zmontowaliśmy kwiatowe stojaki. Zwinięty biały dywan ustawiony przy scenie, pomrukiwał z niecierpliwością na swoją efektowną kolej....stół prezydialny cieszył się nową atłasową sukienką...

Poranek TEGO DNIA nastroił mnie optymistycznie. Pogoda była przyzwoita, ale stabilna. Momentami wychodziło nawet słońce. Spakowaliśmy tkaninę do udekorowania altany i ruszyliśmy w drogę. Im bliżej Nieborowa byliśmy, tym pogoda była gorsza. Na miejscu okazało się, że mam kilka chwil na podjęcie decyzji czy uroczystość odbędzie się w plenerze czy też na sali balowej....ponieważ obsługa musi wypastowac parkiet, a na nim stoją ubrane w pokrowce krzesła, a tych nie ma gdzie postawić...Pani Sylwia chyba odebrała telepatyczną linią kosmiczną moje wahanie i zadzwoniła...
Wiadomość była następująca:
plus grad i dość silny wiatr.
Dostałam polecenie "wstrzymujemy się z decyzją do 15.00, jeśli pogoda się nie poprawi uroczystość przenosimy do sali balowej". Wszystko jasne, tylko na przygotowanie altany potrzebuję 1,5 h...a ta w sali balowej się nie zmieści, tam możemy ustawić tylko ściankę na statywie...
O 14 się wypogodziło, wyszło słońce.
Decyduję ! Całośc ustawiamy w plenerze. No i ustawiliśmy. Pogoda stabilna, ale ciemne chmury zaczynają bawić się w berka nad Nieborowem. Nie pada.
Pani Sylwia dzwoni i  w skrócie mówi " niech się dzieje co chce, wola nieba (w dosłownym tego słowa znaczeniu)"  .
Całość przygotowana oczekuje na bohaterów TEGO DNIA. Pojawiają się pierwsi goście. Niebo się zachmurza i zaczyna

Migiem przykrywamy pokrowce folią. Ale już czas najwyższy rozsypać płatki róż na dywanie...a tutaj zaczyna wiać. Stojaki z kwiatami zaczynają lekko się kołysać. Jak nic wszystko rypnie, kwiaty się rozsypią...i będzie kicha. Przestaje wiać. Ale nadal leko pada. Rozsypuję płatki na brzegach dywanu. Znów zaczyna wiać, wiatr dekoruje dywan płatkami według własnego uznania, mając w nosie moje i Pani Sylwii ustalenia. Jestem zła.
W altance zawieszam godło. Przyjeżdza urzędnik USC.
Goście podchodzą do mnie i gratulują dobrej roboty. Niecodzienny ślub wabi okolicznych mieszkańców i przypadkowych gapiów. Stoję i pilnuje białego dywanu, aby nikt nie przeszedł po nim przed Młodą Parą. Spoglądam na niebo, które stroi do mnie głupie miny...w jednym ręku trzymam wizytówki, które rozchodzą mi sie w ilościach hurtowych, drugą szukam papierosa w torbie.
Wszystkim się podoba. Pracownicy Białej Damy i Goście na tle dekoracji robią sobie zdjęcia. MMS-y fruną w świat.
Przestaje padać. 
Na całe 25 minut. W tym czasie odbyła się piękna uroczystość. Po uroczystości Bohaterowie TEGO DNIA gratulacje i życzenia przyjmowali już w sali balowej, ponieważ rozpętała sie regularna burza. Pokrowce płakały ze wzruszenia, wyły wręcz ... tak z nich ciekło...zapewne z powodu, iż Pani Sylwia dostała 25 minut na zrealizowanie marzenia a ja na wypełnienie zlecenia....:-)


RELACJA FOTO z TEGO DNIA
















p.s.
Wszystkim , którzy sprawdzili która to dębowa rocznica ślubu - stawiam kawę ;-)







środa, 26 września 2012

Polecona przez Konkurencję...czyli...DOM WESELNY w Mokrej Lewej k/Skierniewic

Czy można lubić się z osobą, która prowadzi taką samą działalnośc ? Można ! I to ze znakomitym skutkiem.
Liczę, że Małgosia z Torunia, Ewa i Adaś z Ogrodzieńca, Jaś z Wrocławia, Bartek z Warszawy, Ewa z Chojnic i wiele innych wspaniałych osób to potwierdzą.
Z Konkurencją, o której chcę napisać jakoś specjalnie się nie przyjaźnię, w zasadzie to nawet nie mieliśmy okazji dobrze się poznać...chyba zwyczajnie zachowawczo nie wchodzimy sobie w drogę ;-) . Ale....owa Konkurencja (duża litera zamierzona - a jakże !!!) poleciła mnie jako BALONIARĘ (i proszę nie myśleć, że słowo "baloniara" to potwarz - dla mnie to absolutny komplement i nobilitacja).
Otóż, pewnego wtorku weszły do pracowni dwie Panie, mama i córka. Powiedziały, że trafiły do mnie z polecenia Konkurencji (zonk !!! i duże oczy). Życzeniem córki jest kilka elementów z balonów do dekoracji  jej wesela. Palma, łabądki, balony helowe i kilka zwierzątek ukręconych z modelin.
Życzenie zostało spełnione, a całość prezentowała się następująco:





Mały bonusik do zlecenia balonowego, wszak jestem również szmaciarą :-)

A Konkurencję proszę o wybaczenie KRESZOWANKI.
Mam nadzieję, że rozwaliliście temat znakomicie i śpiewająco.

"ARKADA" w Niwnej k/Rawy Mazowieckiej

"W dekoracjach" pracuję prawie 14 lat. Klienci przychodzą, zamawiają usługę, którą w wyznaczonym terminie realizuję. Od czasu do czasu zdarza się jednak, iż Klient zostawia po sobie COŚ. Tak właśnie było tym razem. Pani Młoda wraz z Mamą zostawiły u mnie Klejnot Wspomnień. Absolutne ZAUFANIE, absolutne pozostawienie w moich rękach wszystkich szczegółów, absolutne zawierzenie w moje widzenie kształtów i barw. Nikt nie wcinał mi się w pracę, nikt mi nic nie przestawiał, nie zmieniał, nie rozstawiał "pionków" po swojemu. Wyszło dobrze ?. Według mnie nawet znakomicie. Oceńcie sami.
Po dwóch tygodniach od wesela telefon od Mamy Pani Młodej "Jeszcze raz dziękuję, było cudnie. Oglądamy właśnie zdjęcia z kościoła, teraz właśnie widzimy wszystkie szczegóły, których urok przysłonił nam stres i nerwy w trakcie uroczystości. Widzieliśmy, że jest ładnie. Teraz widzimy jak bardzo ładnie."
 Jakie to miłe, te kilka słów....które i wzruszają, ponieważ Pani się chciało zadzwonić...i które budują mnie na nowo.
Ja również dziękuję !!!