Nie, nie jestem pesymistką. W żadnym wypadku. Czekałam na ten dzień, jakby miałby to być mój własny ślub. Moja nad wyraz bujna wyobraźnia bezczelnie torturowała mnie taką oto wizją:
To się nie uda ! Pogoda zepsuje nam (mnie i Pani Sylwii ) misternie uknuty plan.
Możliwości były dwie. Uda się lub nie. Całość imprezy "pojedzie" albo na pozytywnej energii Pana Kleksa, albo niszczycielskiej - utracjusza Zygmunta Radziwiłła. Obaj wszak panowie rządzili w Nieborowie ;-)
Mały dworek, sąsiadujący z Pałacem w Nieborowie, stać się miał sceną wzajemnego zawierzenia na wieki. (Tak, tak, wiem, że to takie pompatyczne, ale atmosfera tamtego dnia taka właśnie była i pewna jestem, że Pani Sylwia i Małżonek wspominać będą tamte chwile z okazji dębowej rocznicy ślubu)
Okazuje się, że jak najbardziej.
Baaaaardzo długo (prawda Pani Sylwio ?) ustalamy szczegóły. Drobne szczegóły, ponieważ zarys dekoracji był oczywisty.
TEN DZIEŃ był coraz bliżej, słyszałam jak stuka obcasami. Pewna jestem, że TEN DZIEŃ palił papierosy, wyraźnie to czułam...kiedy dwa dni przed TYM DNIEM kopciłam jak stara lokomotywa, moja poduszka była pełna deszczu a kołdra puchła od gradowych chmur...
Pewnien bard, który wyciągał mnie zazwyczaj ze studni myśli kosmatych
...jakoś nie chciał wpaść mi w ucho..
W piątek wykonaliśmy pierwszą część dekoracji. Ubraliśmy w sali balowej Białej Damy krzesła w pokrowce, zawiązaliśmy na nich szarfy, zmontowaliśmy kwiatowe stojaki. Zwinięty biały dywan ustawiony przy scenie, pomrukiwał z niecierpliwością na swoją efektowną kolej....stół prezydialny cieszył się nową atłasową sukienką...
Poranek TEGO DNIA nastroił mnie optymistycznie. Pogoda była przyzwoita, ale stabilna. Momentami wychodziło nawet słońce. Spakowaliśmy tkaninę do udekorowania altany i ruszyliśmy w drogę. Im bliżej Nieborowa byliśmy, tym pogoda była gorsza. Na miejscu okazało się, że mam kilka chwil na podjęcie decyzji czy uroczystość odbędzie się w plenerze czy też na sali balowej....ponieważ obsługa musi wypastowac parkiet, a na nim stoją ubrane w pokrowce krzesła, a tych nie ma gdzie postawić...Pani Sylwia chyba odebrała telepatyczną linią kosmiczną moje wahanie i zadzwoniła...
Wiadomość była następująca:
plus grad i dość silny wiatr.
Dostałam polecenie "wstrzymujemy się z decyzją do 15.00, jeśli pogoda się nie poprawi uroczystość przenosimy do sali balowej". Wszystko jasne, tylko na przygotowanie altany potrzebuję 1,5 h...a ta w sali balowej się nie zmieści, tam możemy ustawić tylko ściankę na statywie...
O 14 się wypogodziło, wyszło słońce.
Decyduję ! Całośc ustawiamy w plenerze. No i ustawiliśmy. Pogoda stabilna, ale ciemne chmury zaczynają bawić się w berka nad Nieborowem. Nie pada.
Pani Sylwia dzwoni i w skrócie mówi " niech się dzieje co chce, wola nieba (w dosłownym tego słowa znaczeniu)" .
Całość przygotowana oczekuje na bohaterów TEGO DNIA. Pojawiają się pierwsi goście. Niebo się zachmurza i zaczyna
Migiem przykrywamy pokrowce folią. Ale już czas najwyższy rozsypać płatki róż na dywanie...a tutaj zaczyna wiać. Stojaki z kwiatami zaczynają lekko się kołysać. Jak nic wszystko rypnie, kwiaty się rozsypią...i będzie kicha. Przestaje wiać. Ale nadal leko pada. Rozsypuję płatki na brzegach dywanu. Znów zaczyna wiać, wiatr dekoruje dywan płatkami według własnego uznania, mając w nosie moje i Pani Sylwii ustalenia. Jestem zła.
W altance zawieszam godło. Przyjeżdza urzędnik USC.
Goście podchodzą do mnie i gratulują dobrej roboty. Niecodzienny ślub wabi okolicznych mieszkańców i przypadkowych gapiów. Stoję i pilnuje białego dywanu, aby nikt nie przeszedł po nim przed Młodą Parą. Spoglądam na niebo, które stroi do mnie głupie miny...w jednym ręku trzymam wizytówki, które rozchodzą mi sie w ilościach hurtowych, drugą szukam papierosa w torbie.
Wszystkim się podoba. Pracownicy Białej Damy i Goście na tle dekoracji robią sobie zdjęcia. MMS-y fruną w świat.
Przestaje padać.
Na całe 25 minut. W tym czasie odbyła się piękna uroczystość. Po uroczystości Bohaterowie TEGO DNIA gratulacje i życzenia przyjmowali już w sali balowej, ponieważ rozpętała sie regularna burza. Pokrowce płakały ze wzruszenia, wyły wręcz ... tak z nich ciekło...zapewne z powodu, iż Pani Sylwia dostała 25 minut na zrealizowanie marzenia a ja na wypełnienie zlecenia....:-)
p.s.
Wszystkim , którzy sprawdzili która to dębowa rocznica ślubu - stawiam kawę ;-)